www.Alfa-koszyk.pl :: wywiad-rzeka ze Sklepową. Na samym końcu — propozycja współpracy. Zapraszam serdecznie!
– Pierwszy produkt znalazłam przypadkiem, wiele lat temu. Była to chałwa składająca się wyłącznie z sezamu i miodu. Byłam wtedy na początku mojej drogi i wydawało się, że nie będę mogła jeść NICZEGO gotowego, nigdy już, jeśli miałabym poważnie podejść do wniosków z książek, lektur, konferencji i badań diagnostycznych… A tu – taka niespodzianka! – wspomina magdaLena Bajtlik, właścicielka elitarnego sklepu spożywczego Alfa-koszyk.pl

– Drugi produkt to było wegańskie pesto, z niewielką ilością orzeszków piniowych – jedynych chyba, jakie mnie wtedy nie uczulały. Nie zgadniesz, ile radości dały mi te dwa odkrycia. Czasami to, że istnieje coś gotowego, przygotowanego przez kogoś z mądrością i wrażliwością na potrzeby osób szczególnie delikatnych, jest o wiele większym wsparciem, niż mogłoby się to wydawać rozsądne. Ale tak jest.
– Moja historia była typowa. Od wczesnego dzieciństwa liczne przeziębienia, potem anginy i zapalenia krtani. Ciągłe problemy z cerą. Zęby psujące się nieustannie – mleczne, a potem trzonowe już nawet w fazie wzrostu. Hipermobilne stawy. Nawracające bóle głowy niewiadomego pochodzenia. Oraz ciągły problem z masą ciała: kolejne diety, odchudzania, ponowne przybieranie na wadze… Błędne koło.
– Na 3 roku studiów zmieniłam dietę na wegetariańską, ale był to taki głupi wegetarianizm – zamiast bułki z pasztetem jadłam bułkę z serem, jajecznicę na pieczarkach zamiast na kiełbasie, a nutelli – dziwnym trafem – znacznie więcej. Do tego wszelkiej maści batoniki, czekoladki, cukierki. I kilka paczek fajek, oraz inne miłe dodatki. Ot, nie jadłam tego, co wyraźnie wyglądało na mięso – ale już nie wnikałam w pochodzenie żelatyny w cukrzycowych galaretkach czy podpuszczki ukochanego sera.
– Sytuacja zaczęła się jednak pogarszać i coraz trudniej było utrzymać jako-taką wagę. Kolejne, chaotyczne próby odchudzania dawały coraz gorsze rezultaty. Jednak prawdziwym gwoździem do trumny okazało się dopiero rzucenie palenia: wtedy już w żaden sposób nie mogłam powstrzymać bezlitosnego tycia, kolejne kilka kilo każdego miesiąca… mimo, że już od dawna nie jadłam cukru i generalnie starałam się trzymać niskiego indeksu glikemicznego. Chodziłam wiecznie głodna, sfrustrowana, nieszczęśliwa i podirytowana. Teraz już wiedziałabym, że pewnie mam do czynienia z totalnym rozchwianiem gospodarki hormonalnej: że kortyzol, serotonina, leptyna czy insulina jeżdżą niby w diabelskim młynie szalonego wesolego miasteczka… Wtedy jednak nie wiedziałam NICZEGO, poza tym, że dzieje się BARDZO ŹLE. Zaczęłam się bać – ale też powoli przyzwyczajać do myśli, że widocznie tak już musi być. Taka karma. Spuśćmy jednak na ten mroczny okres zasłonę milczenia.
– Pierwszym światełkiem w tunelu okazała się… dieta Dukana! Tak, to wymagało sporego samozaparcia, bo wciąż przecież byłam wegetarianką, a w niej wszędzie mięso, mięso, mięso. Jakoś jednak udało mi się ją zwegetarianizować: chude serki, białko jaja, chude serki, białko jaja, chude serki, dla odmiany mleko 0,5% oraz najwstrętniejsze serki pod słońcem: lekko przejrzyste, ciągnące się i cuchnące, niemal samo białko, jakiś tajemniczy produkt czeski czy słowacki. Mimo to jednak – STAŁ SIĘ CUD: po raz pierwszy chyba w życiu NIE BYŁAM GŁODNA. Dowiedziałam się, że można jeść „do woli” (choć tylko pewien określonego typu produkty), ale rzeczywiście DO WOLI, BEZ OGRANICZEŃ ILOŚCIOWYCH – ORAZ CHUDNĄĆ. Oraz nie odczuwać głodu.
– Oczywiście, nie polecam tej metody nikomu! Pod żadnym pozorem. Jest to wielkie obciążenie dla organizmu i często kończy się fatalnie. Poza tym, teraz już znam znacznie lepsze metody uporania się i z głodem, i z odchudzaniem czy to wege, czy to po rzuceniu palenia. Wtedy jednak było to dla mnie bardzo cenne doświadczenie – choć przywrócenie sensownego trawienia zajęło mi potem wiele miesięcy.
– Co po Dukanie? Kiedy już totalnie nie mogłam patrzeć na odtłuszczone serki, nawet z dodatkiem czegoś zielonego, uratowała mnie mała książeczka „Dieta życia” Mai Błaszczyszyn. To dopiero było odkrycie! Po raz pierwszy ktoś pisał, że to nie białko czy tłuszcze, nie kalorie czy indeks glikemiczny są najistotniejsze, ale że może chodzić o pokarm jako całość. Że woda, że owoce. Że kolejność. Że łączenie / niełączenie. Że można żyć bez liczydła, kalkulatora, arkusza kalkulacyjnego czy nieodłącznej apki, która będzie monitorować każdy kęs… Brzmiało kusząco. Postanowiłam to również sprawdzić.
– I to był początek największej – jak dotychczas – przygody mojego życia. Przygody z uzdrawianiem dietą, z przywracaniem naturalnego zdrowia i odgruzowywaniem wewnętrznej mądrości organizmu. Po „diecie życia” byli Diamondsi, podążanie tropem dr Ewy Hankiewicz, głodówki, dr Dąbrowska, doc. dr Kinga Wiśniewska-Roszkowska, zainteresowanie weganizmem, testy na nietolerancje pokarmowe, dieta surowa, eliminacyjna, wielka fascynacja blogiem Pepsi Eliott, aż wreszcie… zebranie tych wszystkich nauk, doświadczeń i historii w jeden prosty i spójny system. Oraz uświadomienie sobie, że to jest właśnie tym. Podjęcie (po raz pierwszy chyba w życiu) świadomej i przemyślanej decyzji o podjęciu kolejnych studiów – tym razem z Dietetyki i Planowania Żywienia. Opracowanie ZNAKU ALFA, założenie Poradni. Potem alfa-środy i alfa-koszyk. Automaty. Wreszcie – blog zdrowie.je, na którym właśnie jesteśmy. Oraz dzielnie wzrastająca Akademia Leniwych Geniuszy.
– Ze mną, w międzyczasie, wydarzyło się wiele niezwykłych rzeczy. Przede wszystkim: wciąż wytrwale i dzielnie zdrowieję. Od wielu lat nie używam żadnych leków – bo i po co, skoro zwyczajnie przestałam chorować, na cokolwiek. Skóra uleczyła się sama, głowa nie boli, energii mam przerażająco wiele. Jem mnóstwo dobrych rzeczy, kierując się głodem i apetytem, czasami głoduję, a sylwetka jest spokojnie smukła, gdzieniegdzie krągła. Ale nade wszystko cenię tę radość życia oraz poczucie sensu tego, czym się zajmuję.
– Ale miałam mówić o sklepie, prawda? – reflektuje się po chwili – Do tego wygląda na to, że będzie to kolejny „wywiad, który okazał się monologiem”, jak w kultowej już opowieści dr Hankiewicz spisanej przez red. Olędzką…. Trudno, musisz mi wybaczyć. A więc sklep. Alfa-koszyk. Pomysł pojawił się podczas pierwszej publicznej prezentacji systemu w Warszawie, w legendarnej Vedze, latem 2014 r. Opowiadałam tam o Alfa-odżywianiu, o idei, historii, konsekwencjach – ale pokazywałam też, że istnieją produkty gotowe, które spełniają rzeczywiście wyśrubowane alfa-kryteria. Dążyłam wówczas do tego, by znak ALFA trafił pod strzechy – do producentów, restauratorów, właścicieli sklepów; pokazywałam przykładowe produkty jako swojego rodzaju ciekawostki. Pewien ciemnowłosy chłopak zadał wtedy jednak kluczowe pytanie: „Czy te produkty można gdzieś kupić?”. Wtedy – nie można było, to znaczy nie w jednym miejscu, były rozpaczliwie rozproszone. Teraz już – tak. Zapraszam do Alfa-koszyka 🙂
– Czym więc jest to całe ALFA; o co tyle, że tak powiem, hałasu? ALFA to idea oraz znak. Idea, że jeśli będziemy jeść takie pokarmy, jakie odpowiadają nam w naturalnej swojej postaci (świeże, na surowo), to organizm sam ureguluje takie wtórne i nieintuicyjne kwestie jak kaloryczność, proporcje białko-tłuszcz-węglowodany, mikro- i makro-elementy oraz wszystko inne, o co moglibyśmy chcieć się nie martwić. Nawet, jeśli poddamy te pokarmy działaniu ognia albo noża. Oraz że zaburzenia odżywiania i choroby metaboliczne są efektem regularnego jedzenia pokarmu niezrównoważonego, silnie przetworzonego. I że powrót do podstaw, do maksymalnie prostej diety może leczyć.
– ALFA to takie wegetariańskie PALEO. Czyli rdzenna dieta człowieka, dieta naszych przodków, jeszcze sprzed czasu rewolucji neolitycznej, która z wolnych wędrowców zamieniła nas w osiadłych rolników i administratorów, ale dieta elit, które nie znajdowały upodobania ani w zabijaniu, ani tym bardziej w pochłanianiu krwi, mięśni i organów wewnętrznych zmarłych istot. Czy istnieli? Nie wiem, ale czemu nie mieliby istnieć? Czy istnieją dziś – tak, jest ich wielu. Czasem są to wegetarianie, którzy zauważają, że „nowa” żywność im nie służy. Czasem są to witarianie czy frutarianie. Bo ALFA to również dieta RAW, ale wzbogacona o… ogień. Reasumując: ALFA to pradawny, naturalnie przyjazny skład plus proste metody obróbki, w tym użycie ognia.
– Czego w ALFIE nie ma? Przede wszystkim żadnych, ale to rzeczywiście ŻADNYCH sztucznych dodatków. Barwników, konserwantów, dodanego cukru czy słodzików. Ale mogę zabłękicić coś chabrem, zazłocić kurkumą czy osłodzić daktylem. Nie ma też mięsa, nabiału ani jaj, nie ma soi, fasoli, ziemniaków, kasz i zbóż. Metody obróbki są bardzo proste, mechaniczne raczej niż chemiczne (np. naturalne tłoczenie oleju, a nie przemysłowa ekstrakcja). No i, jeśli masz ochotę, OGIEŃ – jabłko można zjeść świeże, ale też pieczone czy gotowane. Za to należy unikać tych wszystkich roślin, które nie są jadalne na surowo – w tym zbóż, ziemniaków, fasoli czy soi.
– Ale gdzie ten SKLEP – zapytałbyś z desperacją, gdybym pozwoliła Ci dojść do głosu – A więc OK, sklep jest, i pewnie jeszcze przez pewien czas będzie (choć – TO WAŻNE – szukam właśnie mądrego inwestora, który miałaby ochotę zaangażować się w rozwój systemu) – i gromadzi te wszystkie produkty, które ISTNIEJĄ, są ALFA, zdrowe i GOTOWE – czyli dzięki nim nie musisz spędzić połowy życia w kuchni. Nie zrozum mnie źle: oczywiście gotowanie i kucharzenie może być piękną aktywnością, z pogranicza sztuki czasem i medytacji, no ale nie każdemu jest z nim po drodze. Nie każdy też wybiera hardkorową implementację systemu, zgodnie z którą raz kiść bananów, raz garść orzechów, raz głowa sałaty, a innym razem zupełnie nic, choć jest to bardzo fajna i skuteczna opcja. Niektórzy wreszcie cenią kontakty społeczne, a wspólne jedzenie często zbliża ludzi – nie każdy z Twoich gości poczuje się komfortowo, kiedy postawisz na stole wiaderko kiszonej kapusty oraz koszyk jagód. Wreszcie miewamy też nie tylko gości, ale również DZIECI. Spotykamy się NA ŚWIĘTA. Jeździmy w DELEGACJE. Obchodzimy IMIENINY. Itp. Albo zwyczajnie jesteśmy łakomi i leniwi (ja na przykład taka jestem) i lubimy mieć pod ręką uspokajający zapas czegoś dobrego do jedzenia, co będzie mogło poleżeć nieco dłużej niż banany czy winogrona. Najciekawsze zaś jest, że TAKIE ALFA-PRODUKTY istnieją. Mało tego. Jest ich DUŻO. I wszystkie znajdziesz TUTAJ, że tak powiem, TU I TERAZ. www.Alfa-koszyk.pl < KLIK >. Dowozimy, wysyłamy albo zapraszamy po odbiór do Pracowni (Wwa, ul. Mińska 65).
– Pierwsze dwa wspomniałam już na początku. Alfa-chałwa sezam+ miód oraz alfa-pesto: bazylia, oliwa z oliwek extra virgin, orzeszki piniowe, sól morska, czosnek, sok z cytryny. A potem potoczyło się lawinowo… Alfa-chlebki z siemienia lnianego, czasem sezamu i słonecznika oraz warzyw, energetyczne batony owocowo-orzechowe, zamawiane często przez rodziców młodych sportowców jako bezpieczny posiłek potreningowy, pasta z jagód wspierająca odporność i regulująca poziom cukru we krwi, 100% kremy orzechowe oraz wytrawne pasty warzywne, naturalne oliwki, płatki kwiatów czy produktyz kokosa: woda, mleczko, olej, pasta, wiórki, mąka… Gotowych produktów o alfa-składzie, bez jakichkolwiek sztucznych dodatków, uzbieraliśmy już niemal 400. A jeśli Ty lub Twoi bliscy nie tolerujecie czy nie lubicie jakichś składników – możecie je zaznaczyć rejestrując się w systemie, i od tej pory oferta będzie filtrowana zgodnie z Twoim indywidualnym profilem.
– Klienci Alfa-koszyka to jeden w jeden niesamowici ludzie – opowiada z fascynacją niestrudzona właścicielka. – Na początku trochę się ich bałam, to były moje pierwsze kroki w biznesie, każdy telefon wymagał pokonania jakiejś wewnętrznej bariery. Teraz jednak kontakt z nimi to rewelacyjne doświadczenie: są to zwykle ciekawi, otwarci ludzie, obdarzeni poczuciem humoru, życzliwością i nietuzinkowym intelektem. A jakie mi piszą opinie na facebooku! 🙂
– Najsilniejszą jednak grupą docelową są dietetycy, lekarze, trenerzy personalni oraz inne osoby z pogranicza dietoterapii. To one kształtują nasze wybory żywieniowe, nasze zdrowie i naszą świadomość. To one mają bezpośredni kontakt z Klientem. I dla nich właśnie oferta Alfa-koszyka może być szczególnie silnym wsparciem w ich codziennej pracy.
– I tu przyszedł wreszcie czas na serdeczne podziękowania: dzięki uprzejmości Cambridge Diagnostics blog zdrowie.je oraz sklep Alfa-koszyk mogły zostać zaprezentowane podczas konferencji „Nietolerancja Pokarmowa w praktyce medycznej” 23 września 2017 w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym im. WAM w Łodzi. Wśród profesjonalistów zainteresowanych ofertą sklepu wylosowano osobę, która otrzymała przykładowy ALFA-KOSZYK z wybranymi produktami, a wszyscy pozostali mogli częstować się nimi podczas degustacji, w przerwach pomiędzy wykładami oraz panelami. Na zdjęciach widziałeś koszyk-nagrodę oraz projekt stołu z degustacją. Tutaj znajdziesz < KLIK > dodane numerki i odnośniki, które pozwolą na szybką identyfikację produktu, który – jak już wiem – smakował Ci w Łodzi i chciałbyś dowiedzieć się o nim czegoś więcej 🙂
– Jesteś dietetykiem? Zajmujesz się terapią poprzez żywienie? Zachęcam do skorzystania z Programu Partnerskiego.
Na początek zaproponujemy Ci inicjalny zestaw produktów, który otrzymasz od nas na bardzo preferencyjnych warunkach, abyś mógł testować je sam lub ze swoimi Klientami, Rodziną czy Przyjaciółmi. Potem – rozważymy, jaka formuła współpracy będzie dla nas optymalna. Moja praktyka w Poradni wyraźnie pokazuje, że są Klienci, dla których wsparcie w postaci gotowych, wygodnych i smacznych produktów jest bezcenne, a mi znacząco ułatwia to pracę. Może tak będzie również u Ciebie?
Jeśli masz ochotę to sprawdzić – serdecznie zapraszam:
magdaLena Bajtlik
spec. d/s zdrowienia
www.Alfa-koszyk.pl
tel. +48 501 799 667
e-mail: info@niralamba.pl