A było już tak pięknie…
(…) szary poranek, osnuty deszczem.
Nagły telefon od Pani T.: „Pani Magdo, muszę coś pani powiedzieć… Wczoraj odwiedziła mnie znajoma i przyniosła SERNIK…” – głos Pani T. jest płaski i daleki.
To, co przychodzi mi do głowy, nie nadaje się do publicznej prezentacji. Czekam w napięciu. Pani T. nie spieszy się z kontunuacją. [przyp. red. – mlb]
JAK SZYBKO SCHUDNĄĆ – DZIEŃ 22
poniedziałek 11-09-2017
Dziś zadzwoniła do mnie Pani Asia z warzywnego i zakomunikowała, że zostawiła mi dwa i pół kilograma borówek leśnych (od kilku lat trudno je upolować w sklepie – znikają w zawrotnym tempie mimo dość wygórowanej ceny). Dokupiłam do nich jeszcze gruszki i jabłka. Szykuje się niezła robota, bo trzeba je przebrać, umyć, wysuszyć, a potem obrać jabłka i gruszki, pokroić je w drobniejsze kawałki i zamoczyć w wodzie z octem jabłkowym żeby nie ściemniały. Ale towar odbiorę jutro i i od razu wykonam czynności wstępne, a na środę zostanie samo gotowanie i pokładzenie w słoiczki. Po zakończeniu diety zimą przydadzą się do mięsa lub serów.
Jest to jeden ze smaków mojego dzieciństwa i wczesnej młodości, kiedy jeszcze o gotowaniu nie miałam popielatego pojęcia.
Na śniadanie była mała zmiana – rozmroziłam truskawki, bez zmian kawa z kardamonem.
Na drugie śniadanie poowijałam kiszone rzodkiewki w liście sałaty i schrupałam ze smakiem.
Na obiad było jarzynowe leczo Doroty. Jak miałam trochę przerwy w jego jedzeniu to dziś od razu inaczej smakowało.
Na podwieczorek upiekłam w folii aluminiowej buraka pokrajanego na mniejsze kawałki, posypanego solą i kminkiem, ale nie jest to dla mnie danie nadające się do powtórki. Nie jest złe, ale zachwytu nie wzbudza.
Kolacja to pomidory z cebulą i małosolne ogórki kiszone.
Wieczorem znowu poczytałam ze dwie godzinki książki związane z dietą. Chyba mam na oku sok, jaki zrobię na przyjście Pani Magdaleny.
JAK SZYBKO SCHUDNĄĆ – DZIEŃ 23
wtorek 12-09-2017
Całkiem nowy KAPUŚNIAK
Dziś znowu byłam w mieście, po sprawunki i w sklepie warzywnym kupiłam kapustę kiszoną, bo może zrobię kapuśniak i będzie jakaś odmiana od nieśmiertelnych buraków i marchewki w różnych wydaniach i pod różnymi postaciami (surowe, gotowane, pieczone, w postaci soku). Trochę ten tandem mi się już przejadł.
Ugotowałam wywar z włoszczyzny. Wyjęłam warzywa i wrzuciłam kiszoną kapustę, dodałam pieprz, sól, ziele angielskie i liść laurowy. Kiedy zmiękła, podsmażyłam na suchej patelni pokrojoną w drobną kostkę cebulę i dodałam do zupy, po namyśle pokroiłam też połowę warzyw w kostkę i włożyłam do zupy, na koniec dodałam trochę majeranku, wyszła całkiem smaczna i nareszcie zupełnie nowy smak.
Część kapusty spałaszowałam na surowo taką „ gołą i bosą” bez żadnych przypraw, nawet tym razem nie dosypałam kminku.
Rano jak zwykle na śniadanie była miseczka borówki amerykańskiej i kawa z kardamonem. Kiszona kapusta została potraktowana jako drugie śniadanie, na obiad był rzeczony kapuśniak i jeszcze zostało na jutro.
Podwieczorek zjadłam w pośpiechu – parę liści sałaty i kiszone rzodkiewki. 0 17 miała przyjść znajoma, z którą nie jestem na tyle w bliskich stosunkach, żeby wiedziała o mojej diecie. Przyszła z wybiciem zegara, co dziś nie zdarza się często, choć są chlubne wyjątki, na przykład Pani Magdalena, która zawsze jest bardzo punktualna. [… i tu zadrżałam cała – przyp. red., znaczy mlb – jestem wprawdzie, owszem, utkana z zalet, ale jeśli sprawiłam na Pani T. wrażenie bardzo punktualnej, to sama nie wiem, jak to się mogło stać]
Na urlopie 🙂
Pani Maria przyniosła w prezencie sernik i nektarynki. Z żalem powiedziałam, że proszę aby zjadła go sama, bez mojego towarzystwa, bo ja jestem na żywieniowym urlopie warzywno-owocowym. Jak przystało na zwolenniczkę tej diety poczęstowałam mojego gościa sałatką melonowo-ogórkową. Pani Maria wyszła po dwudziestej, spojrzałam na zegarek i stwierdziłam, że jest to jeszcze pora by zapukać do sąsiadów i zanieść im sernik, który bardzo lubię i gdyby dłużej zagościł w moim domu nie wiem, jak by się sytuacja potoczyła. Szkoda mi tylko Zosi, bo Ona też lubi sernik, a jutro po południu ma przyjść na rehabilitację, będę musiała ją przeprosić za tę „niegodziwość” z mojej strony, ale z góry wiem, że z uśmiechem mi wybaczy.
Na kolację zamiast apetycznego sernika była grillowana cukinia z czarnym czosnkiem. Będę musiała jutro znowu zawrócić głowę Pani Magdalenie i spytać się czy mogę zjeść chociaż nektarynki, albo wcisnąć je w małych ilościach do soku z marchwi albo jarmużu.
JAK SZYBKO SCHUDNĄĆ – DZIEŃ 24
środa 13-09-2017
Dziś rano zafundowałam Pani Magdalenie swoim telefonem trochę [kursywa moja – mlb] strachu, bo poważnym tonem powiedziałam, że dostałam wczoraj sernik i podobno zawiesiłam głos, więc pani Magdalena miała podejrzenie, że się na niego skusiłam. Ustaliłyśmy, że nektarynki nie są jeszcze bardzo dojrzała, a więc mogą poczekać do poniedziałku, kiedy zaczynamy wychodzenia z diety, i one właśnie dadzą temu początek.
A swoją drogą, kiedy już wejdą do menu, trzeba będzie wyczaić z nimi jakiś sok – może trochę osłodzą gorzki jarmuż. Zmienię chyba jednak taktykę i nie będę wyciskać wszystkiego do jednego pojemnika tylko oddzielnie i dopiero po tym mieszać ze sobą, bo przy tych eksperymentach jest ryzyko nietrafnego połączenia. [bardzo dobry pomysł – mlb] W sokach też marzy mi się jakiś nowy smak, ale mam zachcianki… Może coś znajdę w mojej WIELKIEJ KSIĘDZE SOKÓW.
śniadanie jak co dzień borówka i kawa z kardamonem (borówka mi się wcale nie znudziła i dalej jem ją ze smakiem)
drugie śniadanie leczo warzywne Doroty (obiad będzie późno, po rehabilitacji, około szóstej)
obiad – odgrzany kapuśniaczek
późna kolacja – pomidory z cebulą i kiszone ogórki (też mi się nie nudzą i mogę je dalej jeść ze smakiem)
Kolorowe marchewki
Pokroiłam dziś w talarki przyniesioną w sobotę przez Panią Magdalenę kolorową marchewkę: jedna nazywa się biała a jest żółciutka, druga nazywa się czarna, na zewnątrz jest koloru buraka a wewnątrz jaśniejsza wpadająca w pomarańcz. Talarki na talerzu prezentują się smakowicie. Obie odmiany są mniej aromatyczne i mniej soczyste od tradycyjnej marchewki lecz cieszą oko swoimi kolorami. Drugą część kolorowych marchewek przeznaczyłam na sok.
W ciągu dnia sporo roboty było z borówkami, których nie mogłam spróbować bo cukier, jednak niezawodna Zosia była za testera i powiedziała, że wszystko jest O.K. i nie trzeba dodawać cukru. [zakazane słowo: CUKIER. mlb]
JAK SZYBKO SCHUDNĄĆ – DZIEŃ 25
czwartek 14-09-2017
Dziś było mi bardzo miło bo asystentka Agnieszka zabrała mnie na grę w karty do swoich cioć. Panie specjalnie dla mnie zrobiły sok buraczano-marchwiowo-jabłkowy, przygotowały też wiele owoców. Bardzo ujęło mnie takie podejście do mnie i uszanowanie mojej diety. Trzeba dodać, że w normalnej sokowirówce zrobienie takiego soku wymaga sporego nakładu czasu i pracy. Krysiu i Asiu – bardzo wam dziękuję, bo wiem, że czytacie ten blog. Było mi jak zwykle u Was bardzo dobrze.
Agnieszka koniecznie chce zorganizować mi podróże do Sopotu, Krakowa i Białegostoku. Ja ze względu na duża niepełnosprawność mam obawy. Zabrała mnie dziś na dworzec i pokazała, że osoba z moją niepełnosprawnością może bez obawy wsiąść i wysiąść z pociągu. Na wiosnę chyba się odważę, bo przed wypadkiem często wyjeżdżałam i trochę mi tego brakuje – z Agnieszką czuję się zawsze bardzo bezpiecznie.
Trochę zboczyłam z codziennie opisywanych tematów. Wydaje mi się że powinnam się też z czytelnikami dzielić życzliwymi postawami moich znajomych. Dziś takie postawy są wyjątkiem, a ja często się z nimi spotykam więc chyba jestem wielką szczęściarą.
Wracam do obowiązku zdawania relacji z przebiegu mojej diety. Śniadanie to jak zwykle borówka amerykańska i czarna kawa. Drugie śniadanie jadłam z Agnieszką – sałatka melonowo-ogórkowa. Na obiad był brokuł posypany eksperymentalnie koperkiem, ale wolę bez. Na kolację kupiłam dziś żółte i malinowe pomidory. Na brązowym talerzu prezentowały się pięknie i były jeszcze smaczniejsze.
Dziś też, za namową Pani Magdaleny zakisiłam buraki. Podobno sok z buraków zrobiony w ten sposób jest bardzo zdrowy. Jak wszystko pójdzie dobrze podam przepis jak się robi. Podobno czasami może się zdarzyć, że do słoja wkradnie się podczas kiszenia pleśń i wtedy trzeba wszystko wyrzucić. Takie buraki kiszą się 5-7 dni, trzeba będzie uzbroić się w cierpliwość i „czarować” aby pleśń nie wlazła do kwasu buraczanego. [przepis znaleziony na zaprzyjaźnionym portalu. Po przetestowaniu przez Panią T. będziemy linkować 🙂 – przyp. red., mlb]
JAK SZYBKO SCHUDNĄĆ – DZIEŃ 26
(I ZNOWU) piątek 15-09-2017
Dziś znowu piątek, a więc znowu dzień bez soli, który sprawia mi sporo trudności.
Śniadanie było jak zwykle bez problemów – zawsze pyszna borówka amerykańska i kawa z kardamonem.
Znalazłam w lodówce zupełnie dobrą ćwiartkę główki kapusty.
Ponieważ talarki z marchewki i buraka trochę mi się przez ponad trzy tygodnie przejadły, wymyśliłam, że całą kapustę pokroję i część schrupię z sałatą lodową, a część wpakuję do zupy jarzynowej – „śmieciówy”. Zaplanowałam włożyć tam poza tradycyjną włoszczyzną także kalafior, brokuł, cukinię, trochę posolić i przyprawić lubczykiem – bo zupę szykuję na sobotę i niedzielę. Dziś na całe szczęście na obiad mam jeszcze zawekowaną zupę buraczano-dyniową bez soli zrobioną przez Dorotę.
Na podwieczorek kusiły mnie kiszonki, ale nic z tego, bo tam jest sól (a swoją drogą są takie zdrowe i zalecane, a sól do ich zrobienia jest konieczna [nie jest – przyp. mlb – według info z zaufanych źródeł związanych z BioBazarkiem można kisić drobno poszatkowaną kapustę w świeżo wyciśniętym z kapusty soku, lecz bez soli trudniej ustrzec się pleśni i trzeba o wiele mocniej dbać o wszechczystość]). Pokroiłam więc różnokolorowe pomidorki koktajlowe, okrasiłam drobno pokrojoną cebulą w dużej ilości i okazało się to całkiem smaczne.
Na kolację była wypróbowana grillowana cukinia z czarnym czosnkiem – prawie poezja, do pełni szczęścia brakuje kilku ziarenek zmielonej soli himalajskiej.
Mam nadzieję że przy rozszerzeniu diety w następny bezsolny piątek będę miała większe pole manewru. Grunt że dziś się udało, choć pokusy były wielkie.
Przed spaniem byłam strasznie głodna, (chyba po raz pierwszy od początku diety). Na szczęście została jeszcze miseczka zupy z obiadu, więc ją ostatecznie skończyłam. Myślałam, że zjem konia z kopytami, a tu miseczka zupy okazała się wystarczająca.
JAK SZYBKO SCHUDNĄĆ – DZIEŃ 27
sobota 16-09-2017
Dziś rano zadzwoniła Jadzia i zapowiedziała na jutro swoją wizytę, którą bezskutecznie próbowałyśmy zrealizować od kilku tygodni. Stwierdziłam, że nie poczęstuję jej śmieciowo-jarzynową zupą, bo nie ma czego upowszechniać [ciekawe, czemu – skoro, jak za chwilę się okaże, wyszła pyszna… – przyp. red.].
Wobec kilku braków w zaopatrzeniu lodówki wybrałam się zaraz do mojego sklepu warzywnego aby je uzupełnić. Jak zwykle trochę obaw przy samodzielnym wyjściu było, ale okazały się one zupełnie bezpodstawne. Za to kupiłam sobie dzisiaj na śniadanie maliny do kawy z kardamonem.
Na drugie śniadanie zjadłam trochę surowych: kapusty i kalafiora. Popróbowałam też brokuła, ale zdecydowanie wolę gotowanego.
Obiad to sama frajda – bo tylko podgrzanie zupy jarzynowo-śmieciowej. Jest pyszna, zjadłam dwie miseczki.
Przygotowałam sobie na jutro marchewkę, obrałam i pokroiłam w talarki – będzie mniej roboty.
Podwieczorek przegapiłam bo zabrałam się z zapałem do kończenia dziergania serwetki na szydełku (nomen omen zielonej) dla Agnieszki. Ostatnie okrążenie które musi być bardzo dokładne zostawiłam na jutro, żeby zrobić je przy dziennym świetle.
Ponieważ byłam głodna na kolację ugotowałam sobie całego brokuła – był wspaniały, więc łakomstwo przeważyło i spałaszowałam go w całości. Już chyba wieczorem nie zmieści się nawet pół szklaneczki soku, będzie tylko herbatka z kurkumą.
JAK SZYBKO SCHUDNĄĆ – DZIEŃ 28
niedziela 17-09-2017
Kapusta i rękodzieło – tajniki warsztatu
Z samego rana, po zjedzeniu śniadania złożonego z malin i czarnej kawy z kardamonem pośpiesznie zabrałam się za kończenie serwetki, pełna nadziei, że zdążę skończyć przed przyjściem Jadzi, a jeszcze trzeba było przygotować jakieś żarełko na obiad. Pogryzając kapustę zawiniętą w sałatę kończyłam szydełkowąć. Pozostaje tylko zmoczenie i dokładne rozpięcie serwetki na dużym ręczniku. Nie prasuję serwetek zrobionych na szydełku, bo żelazko spłaszcza fakturę splotu.
[Zapach błogi spowił blogi, czyli ponownie rzecz o marchewkowych porach – przyp. mlb]
Szybko wzięłam się za przygotowanie obiadu.
Surową marchewkę pokroiłam wczoraj, a więc wsadziłam ją do garnka i zalałam szklanką wody, dodałam kilka ziarenek pieprzu.
Sama zabrałam się za szatkowanie pora i podsmażanie go na suchej patelni, zapach znowu był błogi i utrzymał się w mieszkaniu do przyjścia Jadzi. Była nim zachwycona, a danie obiadowe było niespodzianką.
Na deser zdążyłam jeszcze zrobić sałatkę melonowo-ogórkową. Chyba swoim obiadem zachęciłam Ją do jedzenia większej ilości warzyw i owoców. Dałam Jej też spróbować kiszone rzodkiewki i czarny czosnek. Obie rzeczy smakowały.
Jadzia jak zwykle przyszła z prezentami. Dostałam kilka paczuszek mrożonych grzybów, słoiczek buraczków z papryka, marynowane rydze i pikle warzywne [ho, ho – przyp. red.]. Myślę że już niedługo będę mogła wszystkiego spróbować, bo na dziś mogę tylko buraczki.
Przyniosła też piękne kanie do usmażenia. Kanie nie mogą za długo poleżeć, a więc pewnie nie doczekają się formy „kotleta schabowego”. Będę musiała się spytać Panią Magdalenę – może wie, jak smacznie spożytkować te piękne grzyby. Nigdy kani nie jadłam, ale słyszałam, że są pyszne [redakcja takich tekstów ZDECYDOWANIE wzmaga apetyt, przyp. red. Szczególnie, gdy pod ręką wyłącznie nieśmiertelne borówki (a dobre i to!)].
Jadzia jak zwykle nie zapomniała o kocicy i przyniosła jej kabanoski kocie i powiedziała żeby ich pilnowała, żebym jej ich przypadkiem nie zjadła, bo to „dobre mięsko” [No comments. Przyp. red.].
Posiedziałyśmy przy herbatce pogadały i Jadzia wyszła do domu w ulewny deszcz, ale nie chciała czekać z powodu zbliżającego się wieczoru.
Na kolację zjadłam gotowanego kalafiora z koperkiem.
Ustaliłyśmy z Panią Magdaleną, że jutro przyjdzie na wizytę kontrolną i zaczynamy rozszerzać dietę o nowe rzeczy.
Zrobiłam wieczorem zupełnie nowy sok, którym chcę jutro trochę zaskoczyć. Zobaczymy czy to się uda.
i tak nastał KONIEC
CZWARTEGO TYGODNIA DIETY !!!!!!
DALEJ JUŻ CHYBA BĘDZIE ŁATWIEJ…
// przynajmniej mam taką nadzieję.
*
[TAK! Dotarłyśmy pomyślnie do końca I ETAPU.
Jutro pomiary i podsumowanie, a potem – nowe wyzwania związane ze stopniowym wychodzeniem z postu (ETAP II).
I wreszcie (najpiękniejszy chyba) ETAP III – odkrywanie pełni smaków, faktur, aromatów nowego, ożywczego i bogatego menu…
Zapraszamy serdecznie! – przyp. red., mlb]