Nieprawidłowe działania???
Mówi się, że nie jest sztuką pościć – sztuką jest mądrze WYJŚĆ Z POSTU.
Jak Pani T. przetrwa pierwszy tydzień wychodzenia po 4 tygodniach diety warzywnej Dr Dąbrowskiej? Szczególnie, kiedy – jak sama pisze – „sytuacja zmusza mnie do nieprawidłowych działań, bo inaczej umarłabym z głodu”?Polecam, zapraszam, trzymam kciuki. [mlb]
TYDZIEŃ PIĄTY – ROZSZERZANIE DIETY
JAK SZYBKO SCHUDNĄĆ – DZIEŃ 29
poniedziałek 18-09-2017
Dziś od rana musiałam się pośpieszyć i wstać trochę wcześniej niż zwykle. Na 10:30 zapowiedziała się Pani Magdalena z wizytą kontrolną, więc czekało mnie badanie dobrostanu mojego organizmu i dlatego musiałam zjeść śniadanie znacznie wcześniej (na trzy godziny przed pomiarem). Na całe szczęście nie musiałam rezygnować z borówki amerykańskiej i czarnej kawy.
Pani Magdalena od drzwi przywitała mnie pięknym bukiecikiem jadalnych kwiatów, powiedziała że można go kilka dni przechować w lodówce, toteż po zrobieniu zdjęcia kwiatki tam powędrowały.
Pani Magdalena chyba była średnio zadowolona z moich tygodniowych wyników, bo chyba i trochę za mało schudłam i z poziomem wody w organizmie też nie jest lepiej, a powinno. Dopiero pisząc to wpadłam na trop, że wczoraj było bardzo zimno i miałam dużo więcej ubrań na sobie niż poprzednio, a więc podbijały one kilogramy wagi i zmniejszały proporcję ilości wody do masy ciała. Wszystko się wyrówna przy następnym badaniu.
Poczęstunek był dość tradycyjny, sałatka z pomidorów czerwonych i żółtych z cebulką i pieprzem świeżo zmielonym, ale za to bez soli, na wiosennie zielonym półmisku (na przekór późnej jesieni za oknem), w miseczkach pozawijane w kruche listki sałaty lodowej pomidorki koktajlowe czerwone-malinowe i pyszne słodziutkie żółte.
Wszystko zaczyna się od owoców
Na drugim zielonym półmisku były pokrojone nektarynki i kiwi, pokrojone na jeden kęs najeżone wykałaczkami. I tu dowiedziałam się ciekawej rzeczy, Pani Magdalena powiedziała, że owoce należy jeść przed jedzeniem zasadniczym, żeby nie miały szans fermentacji w żołądku. Te owoce były dla mnie inauguracją rozszerzania diety.
Do tego był sok, ale tym razem wieloskładnikowy więc wyszło go sporo na 3 dni. Ponieważ mnie smakuje więc poniżej podaję przepis
Sok wielowarzywny z udziałem owoców
2 spore marchewki
1 szklanka na pół rozmrożonych truskawek
2 duże łodygi selera naciowego
¼ niedużej kapusty
3 spore różyczki kalafiora
2 średnie jabłka
1 duża cebula
2 ząbki czosnku
kilka gałązek natki pietruszki (jeśli ktoś lubi można więcej).
Byłam przekonana że Pani Magdalena wymieni główne składniki, a będą kłopoty z rozpoznaniem cebuli tymczasem było wręcz odwrotnie. Było więc trochę wesoło. [Było. Wesoło, smakowicie, ale przede wszystkim – PRZEŚLICZNIE! przyp. red. – mlb]
Od dziś mogę jeść większość jarzyn (bez kartofli, fasoli i grochu). Mogę jeść bataty ale coś się boję że są pokrewne smakowo dyni, ano spróbujemy – zobaczymy. Bardzo wskazane jest włączenie wszystkich owoców.
Pani Magdalena jak zwykle przyniosła niedostępne u mnie w sklepie długie buraki i ekologiczną borówkę amerykańską. Poza tym dostałam parę nowości:
- pasternak (od razu go ugotowałam i udawał nawet dość udanie kawałki kartofli w zupie jarzynowej, ale jako kartofel do śledzia raczej się nie nadaje) i to był obiad,
- skorżonera inaczej szparagi północy – jeszcze nie próbowałam
- szparagowiec chiński – taka bardzo długa fasolka szparagowa – była dziś na podwieczorek w gotowanej formie – całkiem smaczna – tylko gdzie ja to kupię? [na BioBazarku, u p. Budzyńskich – przyp. red.]
- kiełki fasolki mung i kiełki soczewicy – są pyszne i spokojnie można je jeść bez soli, więc trochę załatwiają „bezsolny” piątek bez uszczerbku na smakowitości.
- bardzo zdrowe jeżyny [„bardzo zdrowe”… Znaczy BARDZO MAŁO SMACZNE??? Fakt, mi też zdarzało mi się jeść słodsze… 😀 – przyp. red.]
Teraz bardzo mi się śpieszy, żeby mieć ziarenka do kiełkowania i sama wyhodować sobie kiełki według nauki Pani Magdaleny w słoiku, a ja wymyśliłam, że przykryję go gazą przymocowaną gumką recepturką. Jutro będę musiała zamówić w ALFA KOSZYKU… no i czarny czosnek który prawie w całości już pożarłam.
JAK SZYBKO SCHUDNĄĆ – DZIEŃ 30
wtorek 19-09-2017
Dziś rano na śniadanie pojadłam trochę kiełków z fasolki mung, bo są pyszne i nowy smak, potem już było jak zwykle borówka amerykańska i czarna kawa. Drugie śniadanie załatwiłam sokiem z wczorajszego dnia
Martwi mnie dzisiejsza pogoda bo bardzo pada, a ja nie mogę trzymać parasola, bo muszę trzymać chodzik i praktycznie wyjścia przy takiej pogodzie z takim chłodem są niemożliwe bo przemoknę do suchej nitki i zmarznę. Asystent w dniu dzisiejszym został odwołany. Po południu zadzwoniła Dorota i obiecała, że załatwi najpotrzebniejsze rzeczy. Jutro będzie stosunkowo blisko więc podrzuci sprawunki.
Podbudowana tą wiadomością zabrałam się za robienie zupy do której spożytkowałam kanie przyniesione w niedzielę przez Jadzię. Grzyby już mogę jeść.
Starłam na grubej tarce włoszczyznę, podsmażyłam na suchej patelni – zapach był cudowny. Przełożyłam jarzyny do garnka dolałam wody, dołożyłam pieprz i liść laurowy i postawiłam na gazie. Następnie w ten sam sposób podsmażyłam pokrojone w grube paski kapelusze kani i dodałam do zupy. Gdy się wszystko poddusiło, posoliłam, dodałam pieprzu ziołowego i zmielonych suszonych grzybów. Wyszły pyszne kaniowe flaczki – znowu nowy smak. Rozszerzanie diety to fajna zabawa, smaki czuje się po nowemu. Obiad z kań był iście królewski. Po południu weszłam do ALFA-KOSZYKA i zamówiłam trochę nowości, część na już, a część na „za parę dni”.
Kusiły mnie głównie nasionka na kiełki, przy okazji zapakowałam do swojego koszyka jeszcze: czarny czosnek – polski i hiszpański żeby porównać smaki, płatki róży jako przyprawę i jako papuri, suszoną skórkę cytrynową i lniany chlebek na sobotę i niedzielę, a na przyszły tydzień …. orzechy brazylijskie i olej kokosowy. Usatysfakcjonowana (jak każda kobieta) sensownym wydaniem pieniędzy, na podwieczorek pożarłam resztę kiełków: a co tam! Będę miała ziarenka to następne sobie wyhoduję – mam nadzieję, że dam radę, podobno nie święci garnki lepią i chcieć to móc. [I dała radę, oczywiście. Przyp. red.]
Na kolację była grillowana cukinia z ostatnimi ząbkami czarnego czosnku, ale następny przecież będzie za momencik. [I był – przyp. red.] Ale zrobił się ze mnie niezły żarłok – mam nadzieję że mimo tego grzechu nie przybędzie mi kilogramów ani centymetrów tu i ówdzie. [Nie przybyło. Ubywa nadal. Mało tego, Pani T. wygląda coraz młodziej i gładziej – przyp. red.]
JAK SZYBKO SCHUDNĄĆ – DZIEŃ 31
środa 20-09-2017
Dziś po śniadaniu (borówka amerykańska i kawa), które wcale mi nie spowszedniało, zaczęłam oczekiwać obiecanych dostaw. Sprawunków załatwionych przez Dorotę (deszcz dalej nie mając litości pada praktycznie bez przerwy) i wieczorową porą produktów z ALFA-KOSZYKA dostarczanych przez najwspanialszego kuriera na świecie czyli Panią Magdalenę. [Ach! Przyp. red.] Po drugim śniadaniu na które były kiszone rzodkiewki i sałata lodowa przyszła z wiktuałami Dorota. Przytaszczyła marchewkę, pomidory, śliwki, nektarynki, jabłka i to na co najbardziej czekałam awokado. Nie kłamię: bardzo też czekałam na marchewkę, bo brakowało mi jej do soku buraczano-marchewkowego, a i jabłka też się skończyły, więc powitałam je równie entuzjastycznie.
Dorota przyniosła też zrobioną przez siebie zupę dyniową – ale ku jej rozpaczy nie jestem wielbicielką tej zupy, da się zjeść bez specjalnego oporu, ale nie ma jak…
dobry rosół (oj…oj .. znowu bujam w obłokach czas zejść na ziemię) [Bardzo dobry rosół z warzyw i grzybów może być! Będziemy eksperymentować! – przyp. red.].
Dorotę poczęstowałam sokiem przybranym jadalnymi kwiatkami, chyba Jej się to podobało. Mnie te kwiatki w jedzeniu bardzo pasują, może dla tego że bardzo lubię kwiaty i mam ich sporo w domu. Najwięcej storczyków i fiołków afrykańskich. Wszystko w rozmaitych barwach i odcieniach.
Zabrałam się więc najpierw za hurtowe wytworzenie soku na dwa dni, a potrafię go dziennie wypić pół litra, więc obierania, krojenia i „wyżymania” soku było sporo, odpadów też uzbierało się co niemiara. Swoją drogą, jak już wejdzie na tapetę olej kokosowy i możliwość prawdziwego smażenia, a nie na suchej patelni, trzeba będzie poszukać w necie co można zrobić z wytłoków jarzynowych, może placuszki, może kotleciki, może z kiełkami tylko zupełnie nie wiem czym to skleić do kupy bo jajko albo jakaś mąka wydaje mi się do tego niezbędna, ale jak mówił mój wiekowy wujek jestem tylko „zdawalska” ale nie” pewnicka”, może młodszy mniej rodzinny wujek GOOGLE mi to powie [orzechy sklejają ślicznie, a kiełki mung i soczewicy kleją się same, kiedy je zmielimy. Będzie dobrze. Przyp. red.].
Fajny przepis na alfa-kotlety. Pyszne, zwarte i pachnące. Testowane nie raz – polecam, mlb
Następnym punktem dziennego programu było przetworzenie awokado na coś smacznego. Kiedyś dawno z 10 lat temu robiłam taką pastę wtedy z bardzo egzotycznego awokado. Wykładałam je do miseczki, rozgniatałam pracowicie widelcem, skrapiałam sokiem z cytryny, soliłam odrobinę i dodawałam rozgnieciony w moździerzu czosnek – zajmowało to ponad pół godziny. Dziś zrobiłam to samo używając malaksera, zajęło mi to góra pięć minut i było o niebo lepsze. Technika wchodzi też do kuchni wcale nie kuchennymi drzwiami, dowodem jest też wyciskarka do której można włożyć natkę i też otrzymać sok, a sokowirówka na takiej natce nie tyle co połamie sobie zęby, ale się zamuli i nie wydobędzie z zielonych gałązek nawet paru kropli soku.
Wieczorową porą przyszła z następnymi zakupami Pani Magdalena. Niektóre produkty: olej, orzechy, chlebek zostały „komisyjnie” wyniesione do tzw. komórki lokatorskiej, gdzie mają być w stanie nienaruszonym do przyszłego tygodnia w zgodzie z tezą, że co z oczu to i z serca.
Teraz zrobiłam to, na co czekałam od rana: namoczyłam trzy rodzaje ziarenek do kiełkowania i mają w tej wodzie postać do jutra. Zaraz po śniadaniu się nimi zajmę.
Muszę jeszcze na jutro „wykrochmalić” w wodzie z cukrem gotową serwetkę dla Agnieszki więc zmykam do roboty.
JAK SZYBKO SCHUDNĄĆ – DZIEŃ 32
czwartek 21-09-2017
Dziś spokojne było tylko przedpołudnie. Potem zrobiło się jakieś zwariowane lotnisko. Oj nie będzie ze mnie zadowolona Pani Magdalena, no ale sytuacja zmusiła mnie do nieprawidłowych działań, bo inaczej umarłabym z głodu.
Rano śniadanko jak zwykle borówka amerykańska i czarna kawa – zupełnie mi nie przeszkadza, że bez mleka. Później zrobiłam jeszcze sok z buraka i marchewki i dołożyłam tam jakieś pozostałości – spory ogórek, seler naciowy, natkę pietruszki, spore jabłko i wyszło z tego ponad litr całkiem dobrego soku. Hurrra nie będzie obierania przez najbliższe dwa lub trzy dni. Całe szczęście zdążyłam się jeszcze zaopiekować kiełkami. Mam ich trzy rodzaje fasolka mung (dla mnie najsmaczniejsza), soczewica (też fajna) i lucerna, alfaalfa (smaczna bo ostra tylko za mało mi chrupie pod zębami, do sałatek chyba świetna). Coś kiedyś słyszałam o kiełkach na patelnię, ale do patelniowych dań jeszcze chwila.
Około dwunastej przyszła Agnieszka asystentka, zjadłyśmy razem drugie śniadanie – sałatka z melona z ogórkiem przystrojona jadalnymi kwiatkami no i soczek buraczano-marchwiowy z innymi dodatkami warzywnymi. Ruszyłyśmy „w miasto”. Głównym naszym celem były delikatesy z ekologiczną żywnością. Chciałam tam dokupić inne rodzaje kiełków, ale poza tymi, które mam, były tylko kiełki rzodkiewki w jakichś śmiesznie małych opakowaniach, wzięłam jedno na próbę. Nie wiem, czy mi ktoś mówił, czy gdzieś czytałam, że pyszne są kiełki z brokuła, ale w tych delikatesach o nich nie słyszeli. Trzeba będzie poszukać w necie i obadać z opisu ich jakość, bo na gotowe z Biedronki jakoś nie mam ochoty. Poszłyśmy do apteki, do sklepu z gospodarstwem domowym i do pasmanterii gdzie nabyłam nowy kordonek na serwetkę tym razem na mój stół, już mam taki fajny wzór upatrzony, jest dość trudny i trzeba będzie czegoś nowego się nauczyć, ale myślę, że da to dobry rezultat wizualny. Tak zeszło nam do 15 i poczułyśmy obie głód.
Pierwsza wizyta w restauracji
Agnieszka zaprowadziła mnie do restauracji wegańskiej. Wzięłam tam sałatkę grecką skropioną octem balsamicznym. Była całkiem smaczna i zaspokoiła głód. Potem kupiłyśmy trochę owoców i pojechałyśmy na grę w karty do Krysi i Asi. Jak zwykle było tam bardzo sympatycznie i serdecznie, ale w domu byłam około 18:30, a pół godziny później byłam umówiona z Panią A.P., która przyjechała z zagranicy by obejrzeć swoje mieszkanie po generalnym remoncie, który ja nadzorowałam, a Ona finansowała. Elegancko przyjechali z mężem po mnie taksówką i wyruszyliśmy oglądać Jej mieszkanie.
Druga wizyta w pizzerii
Zostałam zaproszona do pizzerii, zamówiłam to co najmniej podejrzane, czyli znów sałatkę grecką. Była taka sama tylko z nazwy bo składniki były inne, plątały się tam kawałki sera feta, który mnie nie rajcował, więc skrzętnie go omijałam, nie ominęłam za to czarnych oliwek które ubóstwiam, a zupełnie nie wiem, czy powinnam je jeść [oliwki są OK, ale raczej nie w 1. tygodniu wychodzenia, a poza tym te smoliście czarne są zwykle konserwowane glukonianem żelazawym i dlatego lepiej szukać takich naturalnych, lekko szarych, bez sztucznych dodatków – przyp. red.]. Oj trzeba się będzie z tego dnia grzechu wyspowiadać przed Panią Magdaleną, ale najgorsze czekało mnie po wyjściu.
Ciemną nocą i w oddali…
Małżeństwo orzekło że wraca do domu autobusem. Zaproponowałam że pójdę z nimi kawałek mając w pamięci że jest tam niedaleko postój taksówek. Niestety okazało się że postój zlikwidowali. Małżeństwo orzekło, że muszę zamówić sobie taksówkę, tylko sęk w tym, że nie mam w swoim spisie telefonów żadnej korporacji taksówkowej, bo korzystam z usług emerytowanych taksówkarzy, których zawsze wcześniej uprzedzam o potrzebie wyjazdu. A tu godzina 21 z minutami, a ja cztery-pięć kilometrów od domu ze swoim mercedesem czyli chodzikiem. Zdobyłam się na odwagę i zadzwoniłam do mojego Pana Artura, na całe szczęście powiedział że będzie najdalej za pół godziny. Małżeństwo zaczęło narzekać, że są zmęczeni i niewyspani, więc powiedziałam że zaczekam sama, nic mi się nie stanie, bez większych oporów pożegnali się i poszli do swojego autobusu. Ja szczęśliwie przed dziesiątą trafiłam do domu, tylko kocica miała pretensję że nie było mnie prawie cały dzień. Teraz ja jestem śpiąca, zmęczona a do tego bardzo zła, tylko nie wiem, czy na siebie, czy na małżeństwo. Idę spać, nie jestem z tej złości nawet głodna.
Jeszcze muszę przepłukać kiełki.
No i czy ja dzisiaj miałam warunki na ścisłe przestrzeganie diety??????
JAK SZYBKO SCHUDNĄĆ – DZIEŃ 33
(bezsolny) piątek 22-09-2017
Nie wstałam zbyt wcześnie po wczorajszym zwariowanym dniu. Poszłam zrobić śniadanie i poczułam że w mieszkaniu jest znowu zimno choć zaczęli palić w środę rano (ja mogę się cieplej ubrać ale buraki nastawione na kiszenie nie chcą się kisić).
Dotknęłam kaloryfera – zimny, a przed oknami koparki i jakieś wykopy, nie dzwoniłam nawet do administracji, bo z widoku za oknem wiem, że albo jest jakaś konserwacja, albo planowe roboty wykopaliskowe. Najgorsze, że jak pogoda się nie poprawi, do poniedziałku nie ma żadnych szans na ciepło w domu.
W domowym ogrodzie…
Buraki na zakwas, kiełkujące fasolki
Zajrzałam więc do stanu moich buraków, przy dużym staraniu można wyczuć kwaskowy zapach, myślę że jeden dwa dni im wystarczą i najdalej w niedzielę trzeba będzie zlać kwas buraczany do butelki i wstawić do lodówki.
Zajrzałam też do kiełków, przepłukałam starannie. Widać już malutkie kiełki, najszybsza jest fasolka mung.
Niespiesznie zjadłam borówki amerykańskie zapijając je kawą z kardamonem, tym razem zrobioną w ekspresie. Wlazłam znowu pod pierzynę i zabrałam się za zapoczątkowanie mojej szydełkowej serwetki. Trzeba było jednak wstać, zjeść obiad (gotowany kalafior z koperkiem ale bez soli – mało smaczny [tu jako dodatek może pomóc kurkuma i zeszklona na suchej patelni cebulka, ew. nieśmiertelny POR – przyp. red.]) i się ogarnąć, bo około czwartej zapowiedziała się Zosia – rehabilitantka. Przyniosła mnóstwo grzybów. Ponieważ ja nie bardzo wiedziałam jak się mam do nich zabrać (sama nie zbieram w lesie i jedyne grzyby w mojej kuchni to łatwe w obsłudze pieczarki) zaczęłyśmy je czyścić. Część zostało przeznaczonych do mrożenia i tych się nie myło – były to śliczne brązowe maślaczki i podgrzybki. Najwięcej było grzybów podobnych do maślaków, ale nazywają się jakoś inaczej tylko nie pamiętam jak bo nazwa dla mnie zupełnie obca. Ta większa część też została wyczyszczona, umyta na sicie i wrzucona do gara bez wody postawiona na małym ogniu w celu obgotowania się we własnym sosie. Po przełożeniu ich do pojemnika i wystygnięciu w lodówce doczekają przyszłego tygodnia, kiedy będzie je można podsmażyć na oleju, który jako nowość dołączy do mojej diety.
Na podwieczorek zjadłam z Zosią sałatkę melonowo-ogórkową przystrojoną resztą jadalnych kwiatków. Zosia była zdziwiona ich smakiem, tym że każdy kwiatek to inny smak, najbardziej tak jak mnie smakowały Jej nasturcje.
Na kolacje były pomidory z cebulą i i ogórek surowy ( wszystko bez soli)
Kiełki przepłukane, a więc prace domowe na dziś skończone.
No jeszcze namoczyłam grzyby suszone, będą jutro potrzebne do obiadu więc nockę muszą spędzić w wodzie. Dzień bez soli jakoś minął, prawie bezboleśnie.
JAK SZYBKO SCHUDNĄĆ – DZIEŃ 34
sobota 23-09-2017
Dziś, kiedy poszłam rano na śniadanie do kuchni, zajrzałam do kiełków i humor mi się bardzo poprawił: kiełki fasolki mung są gotowe do jedzenia, pozostałe chyba dogonią ją na wieczór, ale tą najsmaczniejszą mogę już zacząć chrupać… mniam.
Na śniadanie przez chwilę marzyło mi się jajko na miękko, ale w lodówce zamiast jajek od kilku tygodni jest borówka amerykańska i w najbliższym czasie nie widać na horyzoncie zmiany w tym względzie, nasypałam więc do miseczki borówki i po ich zjedzeniu marzenie o jajku znikło.
Dziś sporo do zrobienia. Trzeba na kilka dni wycisnąć sok z marchwi, buraka i jabłka (dużo obierania i odpadów też sporo). Jak się z tym uporałam stwierdziłam że bym coś zjadła. Obrałam więc jeszcze dwie marchewki pokroiłam w słupki i zjadłam z pastą z awokado – tak załatwiłam drugie śniadanie.
Teraz podgotowałam do miękkości moczące się od wczoraj grzyby, dodałam do nich kiszoną kapustę, doprawiłam solą himalajską, pieprzem w ziarnkach i liściem laurowym, postawiłam na małym gazie na płytce zapobiegającej przypaleniom i poszłam oddać się na trochę lekturze. Na obiad kapusta z grzybami była rewelacyjna – będzie jeszcze jeden posiłek.
wtem – dzwonek do drzwi.
Urodziny sąsiadeczek
…
przychodzą… z TORTEM
Przed podwieczorkiem rozległ się dzwonek do drzwi. Nikogo się nie spodziewałam. Okazało się że przyszły trzy moje sąsiadeczki: dziewięcioletnie bliźniaczki ze swoim kawałkiem tortu urodzinowego i swoją młodszą o 4 lata siostrzyczką. Wszystkie trzy Natalka, Ala i Karolina bardzo lubią bawić się z moją kocicą. Do pewnego czasu bawi się z nimi, karmią ją z ręki kocimi smakołykami, ale w pewnym momencie (po jakiś 45 minutach) kocica w sypialni włazi między tapczan i ścianę i zawiedzione dziewczynki zaczynają robić porządek ze wszystkimi wyciągniętymi kocimi zabawkami (a jest ich całkiem sporo) i pięknie się żegnając idą do domu. Poszły. A ja miałam dylemat……… czy ktoś się domyśla jaki…….. no….no…. to patrzcie: jasne, ja bardzo lubię torty. Schowałam tort do lodówki i stwierdziłam, że zrobię z niego dwie porcje i będzie do kawy lub herbaty dla dwóch starszych pań, które mają przyjść jutro po południu.
Na kolację nie zaglądałam do lodówki, pomidory były bez cebuli, która jest w lodówce i surowy ogórek, bo kiszony też w lodówce. Mam nadzieję że do jutra silna oskoma na tort mi przejdzie jak prześpię się z tematem.
[Niniejszym składam pokłon. „Na kolację nie zaglądałam do lodówki” – dawno nie odczułam, jak wielkiej siły wymaga oddalenie pokusy… mlb]
Z zamrażarki wyjęłam mrożone truskawki, żeby były jutro na śniadanie. Muszę trochę opróżnić pełniutki zamrażalnik.
Dziś minęło 4 lata od wypadku.
JAK SZYBKO SCHUDNĄĆ – DZIEŃ 35
niedziela 24-09-2017
Dziś mimo niedzieli trzeba będzie rozprawić się ze słojem z kiszonymi burakami bo kwas już jest ok. Wyjęłam buraki, a sok zlałam do litrowej butelki.
Przepis na kiszenie buraków wzięłam z netu [Dokładnie – z portalu Razem na diecie. Sprawdził się, więc możemy polecać 🙂 Przyp. red.]. Ja robiłam mniejsze proporcje, bo nie miałam tak wielkiego słoja, tu podam przepis w proporcjach podanych w necie
Kiszenie buraków na kwas buraczany
2 litry przegotowanej wody
1 kg buraków
8 ząbków czosnku ( średniej wielkości)
2 płaskie łyżki soli himalajskiej
8 ziaren ziela angielskiego
8 średnich liści laurowych
pół średniego selera ( opcjonalnie) ja dodałam
Wyparzyć słoik. Można w wodzie, ja robię to w piekarniku. Wstawiam słój do zimnego i trzymam 10 minut w temperaturze 100 stopni C. Słoik przed włożeniem do niego buraków musi wystygnąć.
Zagotować wodę z solą himalajską – koniecznie wystudzić – temperatura zabije witaminy.
Buraki i seler obrać, wymyć, pokroić w centymetrowej grubości plastry (jeżeli burak większy to w pół-plastry). Na przemian układać w słoju buraki i seler przekładając poszczególne warstwy wymienionymi przyprawami. Ułożone warzywa zalać zimną solanką, słój przykryć lnianą ściereczką, założyć recepturkę. Podobno może zbierać się piana (u mnie to nie wystąpiło) – jeśli tak, to trzeba ją zebrać. Jeśli pojawi się pleśń, co podobno może się zdarzyć, trzeba wszystko wyrzucić i spróbować jeszcze raz.
Starłam buraki na grubych oczkach, dodarłam starte jabłko i drobno posiekaną cebulkę. Odstawiłam żeby się przegryzło.
Na śniadanie zjadłam troszkę miękkawe rozmrożone pachnące truskawki, popijając je kawą z aromatycznym kardamonem. Podziergałam swoją serwetkę i zabrałam się za drugie śniadanie, czyli za zrobioną z rana sałatkę. Dobrze, że zrobiłam ją tylko na jeden raz: powtórki nie będzie, to zupełnie nie moja smakowa bajka.
Obejrzałam w necie wczorajszy VOICE OF POLAND i przyszedł czas na obiad – wytęsknioną fasolkę szparagową szkoda, że bez smażonej bułeczki tartej, ale i tak była pyszna.
Po południu przyszły zapowiedziane gościnie, a ja pozbyłam się tortu ( udało się!!!!!!!), sama pogryzałam zamiast tortu marchewkę też z kremem… z awokado. Zupełnie mi to nie przeszkadzało, podejrzewam, że mój krem był smaczniejszy niż ten w torcie. [<3 przyp. red.]
W miarę leniwa niedziela minęła i tak skończył się piąty tydzień mojej diety, a pierwszy jej rozszerzania.
c.d.n.
Chcesz więcej? Zapisz się na newsletter – okienko znajdziesz hen wysoko na górze strony, po prawej, KLIK KILK KLIK – przyp. red.