SZÓSTY TYDZIEŃ ODCHUDZANIA – DRUGI TYDZIEŃ WYCHODZENIA Z POSTU
JAK SZYBKO SCHUDNĄĆ – DZIEŃ 36
poniedziałek 25-09-2017
Wymyśliłam, że należałoby literalnie wymienić, co doszło w pierwszym tygodniu rozszerzenia diety.
Jako pierwsze doszły wszystkie owoce, nawet te bardzo słodkie, jak nektarynki, brzoskwinie, winogrona oraz te tak zwane mączyste jak banan.
Jako drugie dołączyły kiełki (fasolka mung, soczewica, lucerna alfaalfa).
W tym tygodniu takie podsumowanie zrobię na koniec tygodnia…
Poniedziałkowe śniadanie zaczęłam trochę inaczej niż zwykle, bo w lodówce leżał jeszcze kawałek melona, a borówek starczy na jutro rano. Niezmienna pozostała kawa z kardamonem. Drugie śniadanie potraktowałam sporą ilością kiełków z fasolki mung i z soczewicy. Nie mogę nadążyć z ich „produkcją”, chyba niedługo zacznę je hodować na skalę przemysłową. Na obiad była odgrzewana kapusta z grzybami (dla mnie im więcej podgrzewa się dania z kapusty tym są smaczniejsze). Niestety, z tej porcji ugotowanej w zeszłym tygodniu nic już nie zostało.
Po południu zabrałam się za sok buraczano-marchewkowy, znowu na kilka dni, na podwieczorek schrupałam kiszone ogórki, a później jeszcze zrobiłam pastę z awokado, tym razem przesadziłam trochę z czosnkiem, ale też jest dobra tylko dość ostra, do marchewki na surowo w sam raz. Jakoś te przygotowania różnych dobrych rzeczy zaczęły mi iść trochę szybciej i nie zajmują tak dużo czasu, chyba nabrałam trochę wprawy.
Na kolację tradycyjnie pomidory z cebulą, żółte i malinowe.
JAK SZYBKO SCHUDNĄĆ – DZIEŃ 37
wtorek 26-09-2017
Dziś przychodzi asystentka i jest załatwianie sprawunków. Ze śniadaniem (reszta borówki amerykańskiej i czarna kawa) musiałam się pośpieszyć, bo jeszcze trzeba było coś przygotować na obiad. Wymyśliłam sobie zupę pomidorową. Starłam na tarce warzywka pod tytułem „włoszczyzna”, wkroiłam talarki pora i wszystko przyrumieniłam na suchej patelni po czym wsadziłam do garnka i zalałam wodą. Kiedyś od Jadzi dostałam słoik pomidorów taki półlitrowy, bez żadnych dodatków, sama pulpa pomidorowa czerwoniutka z żółtymi pesteczkami. Gdy jarzynki się ugotowały wlałam pomidory doprawiłam solą himalajską i pieprzem ziołowym wyszła poezja, nawet mi nie brakowało w tej zupie lanych klusek.
Poszłyśmy do miasta. Chciałam kupić ocet do grzybków które w zeszłym tygodniu przyniosła Zosia. Zmieniłam zdanie zamarynuję te obgotowane, a zamrożone po odmrożeniu podsmażę za kilka dni. Okazało się że w sklepie zabrakło octu. To dowód, jaki jest urodzaj w tym roku na grzyby. Kupiłam następnego melona, bo sałatka z niego cieszy się zarówno moim jak i moich gości uznaniem, więc co sobie mamy żałować. Po raz pierwszy kupiłam też cebulę szalotkę, do tej pory tylko o niej słyszałam, ale to dla mnie smakowa nowość. U Pani Asi w warzywniaku kupiłam borówkę amerykańską, powiedziała że to już końcówka Kupiłam kapustę kiszoną tym razem kilogram, żeby było co pojeść na surowi i ugotowaną z grzybami, nabyłam też bardzo smaczne owoce kaki, koktajlowe pomidorki do pogryzania, rzodkiewkę do kiszenia i kalafior, zupełnie zapomniałam spytać się o ocet więc marynowanie grzybów będzie musiało poczekać. Skleroza powinna mi zacząć ustępować od jutra, bo będę mogła zacząć jeść orzechy, które podobno jej przeciwdziałają – oby to była prawda – sprawdzimy.
Do czwartku z zakupami spokój.
Na obiad zjadłam pełniutką miskę pomidorówki (mniam). Zakisiłam rzodkiewkę, a kiszone ogórki włożyłam w słoje i wstawiłam do lodówki. Na podwieczorek była sałata lodowa i marchewka pokrojona w słupki z pastą z awokado. Namoczyłam grzyby do kapusty.
Do kolacji obejrzałam w necie niedzielny odcinek VOICE OF POLAND. Jest to praktycznie jedyny program jaki oglądam i to nie w telewizji tylko w necie, o przepraszam oglądam jeszcze drugi TWOJA TWARZ BRZMI ZNAJOMO też w necie. Oba te programy są lekkie i sympatyczne z dużą dawką dobrej muzyki..
Na kolację miałam ochotę na kalafiora z koperkiem.
JAK SZYBKO SCHUDNĄĆ – DZIEŃ 38
środa 27-09-2017
Dziś miałam leniwy dzień. Wstałam późno, zjadłam tradycyjne śniadanie i ponieważ było mi zimno wlazłam pod pierzynę i dziergałam serwetkę. Wzór okazał się mniej skomplikowany niż myślałam, trochę trzeba liczyć i uważać, ale daję radę i spory kawałek serwety już jest, do końca jeszcze daleko, ale żaden termin mnie nie goni bo robię ją dla siebie, śmieję się że do Bożego Narodzenia mam czas , będę miała prezent pod choinkę.
Pod pierzyną było mi tak błogo, że nie wstałam na drugie śniadanie, a i jeść też mi się nie chciało.
Obiad był szybki bo jest jeszcze zupa pomidorowa (coś sporo jej wyszło).
Po obiedzie, po wstawieniu do gotowania kapusty z grzybami, zmobilizowałam się do powprowadzania trochę cyferek w mój system księgowy, wszystko się zgodziło co do grosza, więc byłam szczęśliwa, że nie muszę szukać jakiegoś głupiego czeskiego błędu. Kapusta w tym czasie sama się ugotowała, trzeba ją było tylko trochę doprawić pieprzem ziołowym. Balkon w czasie jak pracowałam był uchylony, bo kocica przyzwyczajona latem do otwartego całą dobę strasznie marudzi. Przy kompie zmarzłam na kość, zamknęłam więc balkon i poszłam pod pierzynkę się rozgrzać po drodze zabierając kiełki na podwieczorek. Poczytałam ze dwie godzinki, a jak wstałam okazało się, że zamknęłam biedną kocicę na balkonie, gdy ją wpuściłam miała do mnie słuszną pretensję… na kolację były pomidory z cebulą szalotką, jest trochę ostra ale mi smakuje.
Tak minął mi dzień błogiego lenistwa i grzania się pod pierzyną.
JAK SZYBKO SCHUDNĄĆ – DZIEŃ 39
czwartek 28-09-2017
Dziś wróciłam do tradycyjnego śniadania, czyli borówka amerykańska i czarna kawa z kardamonem. Dziś przychodzi asystentka Agnieszka, zawsze uśmiechnięta i pogodna, mamy sporo wspólnych tematów i miło się gada. Poczęstowałam Ją dzisiaj wszystkimi rodzajami wyhodowanych przeze mnie kiełków, najbardziej smakowała fasolka mung – mnie trudno jest jej się oprzeć.
Mam mały ból głowy. Zbliżają się moje imieniny. W dzisiejszych czasach trudno jest zebrać znajomych jednego dnia. Pewnie będzie jak co roku, że przez tydzień będzie ktoś wpadał. Sprawunki załatwiałam dziś pod kątem zbliżających się gości. Za radą Agnieszki część przygotowanego żarełka też będę mogła jeść, jednak część wymyśliła w miarę prostą ale wyłącznie dla gości, ja będę podżerała w tym czasie swoją marchewkę z pastą z awokado. Relacja, jak to wszystko wypadło, będzie w przyszłym tygodniu.
Na sobotę zapowiedziała się Pani Magdalena z wizytą kontrolną. Wypatrzyłam bardzo interesujący przepis na wyglądające zachęcająco jedzonko, ale w skład jego wchodzi jeden składnik któremu Pani Magdalena stanowczo się sprzeciwiła, więc będzie kapusta z grzybami, też dobry wariant. Do tego podam kwas buraczany w butelce po wódce i kieliszki. Dalsze szczegóły menu w sobotę. Kupiłam dziś sporo rzeczy, dwa awokado, miętę i melisę to do nowo wypatrzonego soku. Będą tam też zakupione pomarańcze, i czarne winogrona, może wyjść coś bardzo fajnego. Kupiłam też brązowe pieczarki, bardzo aromatyczne i były dziś na obiad podsmażone na dozwolonym oleju kokosowym -poezja smaku i zapachu. W czasie zakupów była nasza tradycyjna kawka, Agnieszka wzięła jakiegoś rogalika z nadzieniem, a mnie wcale do niego nie ciągnęło.
Po południu robiłam marynowane grzybki (te obgotowane w zeszły piątek i czekające na ocet w lodówce). O occie też dzisiaj zapomniałam, ale poszłam do sąsiadów i pożyczyłam szklaneczkę, jak będę musiała oddać to będę pamiętała żeby kupić. Do gotowania grzybów dodaję pieprz, liść laurowy i sporą ilość cebuli. Gdy grzyby i cebula są zupełnie miękkie solę do smaku i gotuję jakieś pięć-dziesięć minut. Odmierzam ilość sosu który pozostał z gotowania grzybów i dodaję tyle octu aby wyszedł 3-procentowy roztwór. Do tak przygotowanej marynaty wsadzam grzyby z cebulką i wszystko razem zagotowuję. Gorące przekładam do słoiczków, stawiam je do góry nogami i gotowe. Jest tylko sporo do zmywania, ale to detal. Tak marynowane grzyby robiła jeszcze moja Mama. Sos optycznie jest mało interesujący, ale smak ma niepowtarzalny. Dobrze że naczynia nie były tłuste bo dziś do 19 nie było ciepłej wody.
Na kolację zachciało mi się grillowanej cukinii z czarnym czosnkiem. Dogadzam sobie na tej diecie jak mało kiedy to robię.
JAK SZYBKO SCHUDNĄĆ – DZIEŃ 40
piątek 29-09-2017
Oj jak ten czas leci, znowu piątek i dzień bez soli.
Wczoraj wieczorem wyjęłam jeszcze zamrożone maliny i do porannej kawusi były pyszne. Borówki już się kończą, więc trzeba je trochę oszczędzać. Dziś ma być dwóch rehabilitantów jeden z NFZ Pan Jarek, a druga to moja Zosia. I dobrze, bo w nocy moje biodro nie dawało mi spać, bardzo bolało. Może coś poradzą, w zasadzie nie wiadomo czyja to sprawka, czy kręgosłupa lędźwiowego czy stawu biodrowego, mnie to obojętne co powoduje dość przejmujący ból. Całe szczęście takie sytuacje są sporadyczne i do tej pory rehabilitanci dawali radę, więc mam nadzieję, że i dziś będzie po zabiegach O.K. Po wizycie rehabilitanta przypomniałam sobie, że trzeba kupić puszeczki z mięsem dla kocicy, bo z mojego menu żeby miała zdechnąć z głodu żadnych zieloności ani kiełków nie ruszy. Nie pomoże moje przekonywanie, że to bardzo zdrowa dieta.
Na drugie śniadanie był zestaw kiełków z rzodkiewki, fasolki mung i soczewicy – dobre i nie trzeba solić. Na obiad wymyśliłam kalafiora nie z koperkiem, bo marzy mi się z tartą bułeczką. Mam w domu ziarenka sezamu, podprażyłam je na patelni zmieliłam trochę w młynku do kawy i posypałam kalafiora, uprzednio smarując go cieniuteńko olejem kokosowym. Przypominało to tradycyjnego kalafiora ze zrumienioną na masełku bułeczką.
Na podwieczorek była Zosia, pokroiłam w słupki marchewkę, podarłam listki sałaty lodowej i do tego podałam kiełki z rzodkiewki i fasolki mung i dodatkowo krem z awokado z czosnkiem. Ten zestaw daje sporo kombinacji i każdy łączy tak jak lubi na swoim talerzyku. Jako napitek Zosia preferuje herbatę czarną , a ja przy okazji z tego korzystam, bo teraz czarną herbatę piję tylko w towarzystwie innej osoby, a więc znacznie rzadziej, bo niektórzy wybierają sok, albo wodę z kurkumą.
Zosia przyniosła znowu grzyby, część od razu przeznaczyłam na marynowanie i po umyciu obgotowałam w garnku i poczekają na wykończenie do poniedziałku. Było też kilka maślaków i podgrzybków, nie myśląc więc wiele wieczorem je oczyściłam i podsmażyłam na kolację na oleju kokosowym, były pyszne.
JAK SZYBKO SCHUDNĄĆ – DZIEŃ 41
sobota 30-09-2017
Dzisiejszy dzień zaczął się jeszcze w nocy, późno jedzone grzybki wcale nie chciały spać i odwodniły mój organizm, co nie było wskazane przed kontrolnym badaniem wieczorem, ale trudno stało się.
Nie zważając na powyższe rano zjadłam swoje borówki amerykańskie zapijając je czarną kawą z kardamonem. Na drugie śniadanie były kiszone rzodkiewki, liście sałaty z pastą z awokado z czosnkiem, no i oczywiście kiełki -fasolka, rzodkiewka, soja. Obiad był o 15, bo trzy godziny przed badaniem nie wolno jeść. Była fasolka szparagowa posypana podrumienionymi ziarenkami sezamu.
Wieczorem przyszła Pani Magdalena z wizytą kontrolną. Zaczęło się jak zwykle od sesji zdjęciowej stołu, potem było badanie, które wykazało spadek tkanki tłuszczowej nawet dość zadowalający, za to poziom wody w organizmie był jeszcze niższy niż przy ostatnim badaniu. Pani Magdalena prosiła abym porozstawiała butelki z wodą we wszystkich miejscach gdzie dłużej przebywam, żeby przypominały mi o napiciu się kilku łyków, im częściej tym lepiej, zobaczymy jak to zadziała. Później też się okazało, że ciśnienie jest wyższe niż ostatnio, ale to tłumaczę dwoma kiepsko przespanymi nocami. Zostało jednak powiedziane, że jeden dzień bez soli w tygodniu jest nieodwołalny, a ponadto ilość soli w pozostałe dni trzeba stanowczo ograniczyć, czyli solić 1/3 mniej. Oj trudno będzie.
Na pierwszy ogień przy stole poszedł nowy sok:
Sok owocowy (WIELKA KSIĘGA SOKÓW)
1,5 szklanki mrożonych lub świeżych truskawek
1 szklanka ciemnych winogron
1 obrana pomarańcza do przybrania zielone listki mięty i melisy.
Wycisnąć sok z każdego z owoców po kolei.
Na dzień dobry na stole były też kiełki, butelka z kwasem buraczanym, smaczniejszym jeszcze bardziej niż jak go zlewałam do butelki.
Ponieważ zbliżają się moje imieniny zaplanowałam też następne dania. Wczoraj Goha przyniosła zupę dyniową przez siebie gotowaną. Jak to mogą zmienić się smakowe gusta, tym razem zupa mi bardzo smakowała, może sprawiły to dosypane przyprażone pestki dyni zamiast grzanek, może większa ostrość samej potrawy. Poprosiłam Gohę o przepis oto on:
Składniki: (zależne od wielkości garnka i ilości osób – z tej ilości starczyło na 4 porcje).
- Kawałek dyni ok. 1,5 kg (tym razem była okrągła i zielona ale można użyć każdą)
- Marchew (w zależności od wielkości 2-4 sztuk)
- Pietruszka (w zależności od wielkości 1-2 sztuk)
- Cebula (łagodna 1 większa)
- Czosnek (2-4 ząbków obranych ze skórki)
- Imbir świeży
- Przyprawy: sól, pieprz, kurkuma, mielona papryka ostra lub łagodna
- Uprażone pestki z dyni
Wykonanie:
Dynię obrać ze skóry, pokrajać na mniejsze kawałki i wrzucić do garnka. Z marchwią, pietruszką, cebulą i czosnkiem postąpić tak samo. Dolać trochę wody ale nie za dużo i ugotować do miękkości.
Wyjąć ugotowane ząbki czosnku i wyrzucić je (dla osób, które bardzo lubią czosnek można zostawić). Wszystko zblendować. Doprawić przyprawami do smaku (można dodać odrobinę musztardy) i jeszcze chwilę zagrzać.
Na suchej patelni przeprażyć pestki z dyni.
Zupę podawać w temperaturze do jedzenia (nie za gorącą) posypaną prażonymi pestkami.
W zależności od fantazji do gotowania zupy można dodać: 2-3 kartofli „rozsypujących się”, kilka pomidorów obranych ze skórki i pokrajanych a doprawić bazylią (gdy gotujemy z pomidorami a jak tylko z kartoflami to ziołami prowansalskimi, majerankiem, tymiankiem. Dodanie przypraw jest zależne od naszych preferencji smakowych). Zupa powinna być lekko ostra, pachnąca i smakować.
Jako drugie danie była kapusta kiszona gotowana z suszonymi grzybami i do popicia kwas buraczany w charakterze wódeczki.
Deser czyli sok z owoców zgodnie z nauką Pani Magdaleny został skonsumowany na początku.
Teraz rozsypał się worek z prezentami. Pani Magdalena przesadziła, czego tam nie było:
- zupa dyniowa ugotowana przez znajomą Pani Magdy wg. zasady pięciu przemian
- pomarańczowy burak, taki dotychczas widziałam na obrazku – trzeba będzie w necie poszukać najlepszego jego zastosowania, najlepiej by było żeby pięknie wyglądał i fajnie smakował, mam nadzieję, że uda się uzyskać to połączenie
- borówka amerykańska ekologiczna
- minikiwi – maleńki zielony owocek w smaku podobny do kiwi z posmakiem agrestu
- kiełki słonecznika i słonecznik na kiełki
- gorczyca biała i czarna do zrobienia musztardy bez cukru (przepis na taką znalazłam w necie)
i do jedzenia w nadchodzącym tygodniu
- zielone oliwki z migdałami -moje ulubione
- pesto z orzechów i bazylii
- pasta słonecznikowa z bazylią
- chipsy z jarmużu na ostro
a na jeszcze następny tydzień słodkości
- batoniki czekoladowy i kokosowy
- chałwa (sezam i miód)
Jest tego tak dużo, że nie wiem czy o czymś nie zapomniałam.
Był też swój czas na medytację, w którą coraz bardziej się wciągam… Poza tym Pani Magdalena pokazała mi ćwiczenia na bolące biodro i lędźwia, prosiła tylko o ich konsultację w moim przypadku z rehabilitantami.
Czas minął jak z bicza strzelił jak zwykle miło i trochę śmiesznie.
JAK SZYBKO SCHUDNĄĆ – DZIEŃ 42
niedziela 01-10-2017
Dziś był zaplanowany dzień lenistwa. Po borówkowo-kawowym śniadaniu obejrzałam w necie VOICE OF POLAND i TWOJA TWARZ BRZMI ZNAJOMO. Uważam, że oba programy są lepsze z odcinka na odcinek. Po zjedzeniu zupy ugotowanej wg. zasady pięciu przemian z natką pietruszki, zupa smakowała jakby była na mięsnym wywarze (była jeszcze inna niż dwie jedzone poprzednio – może uda się zdobyć na nią przepis), zabrałam się do roboty.
Wstawiłam do kiszenia buraki, zakisiłam też pół główki kapusty białej, zabrałam się też za marynowanie grzybów. Te zajęcia zajęły mi czas do późnego obiadu, który był złożony z dwóch dań: zupy dyniowej (reszta zupy Gohy)) z pestkami z dyni, oraz skorzonera czyli szparagi północy – szparagi też średnio lubię więc skorzonera stanęła z nimi w jednym szeregu.
Po obiedzie oddałam się lenistwu, czyli czytaniu książki i dzierganiu na szydełku – wszystko pod pierzynką. Nie wiem co będzie jak przyjdzie czas zwrotu pierzynki – zupełnie nie wiem gdzie można taką kupić.
Na kolację były różnokolorowe pomidory z cebulą i ogórkiem kiszonym.
Tym leniwym dniem zakończyłam kolejny tydzień wychodzenia z diety.
Podsumowując nowe rzeczy do jedzenia w tym tygodniu:
- orzechy pekan
- grzyby
- olej kokosowy
W przyszłym tygodniu będę mogła zjeść upragnione jajko na miękko huraaa!!!!! już nie mogę się doczekać.
…
I tak minął TYDZIEŃ 6.
TYDZIEŃ 1 – znajduje się TUTAJ – przyp. red.
c.d.n.
Jeśli nie chcesz przegapić, zapisz się na nasz newsletter – okienko znajdziesz hen wysoko na górze strony, po prawej, KLIK KILK KLIK – przyp. red.